W rocznicę katastrofy budowlanej
Budowę tej świątyni rozpoczęto w r. 1937 od zbiórki materiałów budowlanych, w 1938 r. gotowe były fundamenty.
![]() |
Fotografia kościoła z 1993 roku |
![]() |
Wnętrze kościoła w 1966 roku |
![]() |
Wnętrze kościoła po zawaleniu się stropu fot. Marek Chełminiak, repr. za "Gazetą Pomorską"
|
Wielkimi ofiarodawcami na tę budowę byli państwo Amelia i Kazimierz Zdziechowscy, właściciele majątku Słaboszewko. W 1938 r. rozpoczęto wznoszenie murów przyszłego prezbiterium. Do czasu wybuchu wojny w 1939 r. były one całkowicie gotowe. Dalsze wykonywanie prac - położenie stropu i dachu przerwała wojna, a ksiądz Zenon Niziołkiewicz, który kierował budową 24 września 1939 r. został na Świerkówku koło Mogilna rozstrzelany. Zbudowane mury zostały przez Niemców zburzone do fundamentów.
W trudnych latach 60. odbudowy podjął się proboszcz ks. Ewaryst Machnikowski, według cudem ocalałego i zachowanego projektu sprzed wojny, na dobrze zachowanych fundamentach. Dokładnie budowę rozpoczęto 20 V 1959 r., a już 3 IX 1962 r. ks. prymas Stefan Wyszyński mógł poświęcić kościół.
Rok 1993, to kolejny tragiczny rok dla tej świątyni. Niebezpieczne pęknięcie stropu zauważono 20 maja, na porannej mszy św. Był to dzień Wniebowstąpienia Pańskiego. Proboszcz natychmiast zamknął kościół, a wieczorna msza św. w tym dniu odbyła się w starym kościele.
Po zauważeniu pęknięć przewidywano, iż nieuniknione jest zawalenie się tego stropu. Mimo tak wielkiego niebezpieczeństwa grupa ok. 30 parafian postanowiła uratować co cenniejsze przedmioty - ławki, konfesjonały, żyrandole i inne. Czynności te wykonywano 26 VI 93 r. i kiedy dosłownie ostatnia ławka postawiona została w bezpiecznym miejscu, a kilka osób zabezpieczało jeszcze organy, cały strop świątyni runął. Miałem i ja okazję widzieć to rumowisko tynków, prętów, belek itp. Straszne!
Proboszcz wraz z jedną osobą pracującą przy zabezpieczaniu, przebywali w tym czasie w prezbiterium. Podmuch upadającego stropu był tak silny, że zostali oboje przewróceni i kiedy w tumanach kurzu się odnaleźli, wyszli na zewnątrz przez zakrystię, wyłamując drzwi. Poza drobnym zadrapaniem jednego z pracujących nikomu nic się nie stało. Jeden z naocznych świadków będący w czasie runięcia przy drzwiach wejściowych także potwierdził bardzo silny podmuch. W godzinę po zawaleniu wewnątrz unosił się jeszcze tak wielki tuman kurzu, że nic nie było widać.
Trudno powiedzieć, czy przyczyną było złe wykonawstwo, czy też silne wstrząsy spowodowane odstrzałami kamienia wapiennego w pobliskim Wapiennie (w linii prostej ok. 4 km).
Odbudowy podjął się niedawno zmarły proboszcz ks. Henryk Wojcieszyk, który bardzo głęboko przeżywał tę tragedię. Były pewne powody, które opóźniały mu rozpoczęcie odbudowy. Nie dane jednak było ks. Henrykowi odbudować tej świątyni, którą tak bardzo ukochał. Dalsze losy kościoła wiadome są jedynie Bogu.
Pałuki nr 119 (21/1994)